Kair w czasie rewolucji
Kair – stolica Egiptu i jego serce o kilku tysiącach lat tradycji. Właśnie to miasto, gdzie spotykają się kultury arabskie i europejskie obrałem sobie za cel zeszłorocznych wakacji. Wciąż jeszcze wspominam gwarne ulice niespokojnego Kairu, gdzie jasno wytyczono mi gdzie można a gdzie nie powinno się wchodzić. Musze przyznać, ze atmosferę „rewolucji” także wybrałem świadomie, jako jedną z „atrakcji”. Bardzo chciałem na własne oczy zobaczyć jak wygląda miasto walczące o nowy, lepszy czas.
Oczywiście, nie widziałem sensu by pchać się między walczących, zdecydowanie bardziej interesowały mnie reakcje zwykłych ludzi, którzy nie biorąc udziału w żadnych starciach byli mimochodem ich uczestnikami. W tym celu postarałem się zaprzyjaźnić z egipską obsługą hotelu, w którym rezydowałem. Dzięki temu, że należę do ludzi bardzo kontaktowych codzień dowiadywałem się nowych faktów z „niebezpiecznej” części miasta. Co ciekawe, nasza, turystyczna część była całkowicie bezpieczna – widocznie zarówno aktualna władza, jak i potencjalnie przyszła wiedziała, że turystyka w tym kraju ma kolosalne znaczenie.
Poza obserwowaniem sytuacji chciałem też wypocząć – w końcu urlop ma się raz w roku! Każdy wieczór spędzałem na odwiedzaniu tutejszych klubów i restauracji pełnymi garściami czerpiąc z turystycznych atrakcji. Bardzo przypadły mi do gustu swoiste targowiska, gdzie można było potargować się z handlarzem o każdą rzecz, jaką tylko miał na sprzedaż. Wiele słyszałem o tej kulturze, wiedziałem więc, że przystanie od razu na cenę oferowaną przez sprzedawcę można tu odebrać jako obelgę. Szybko uzależniłem się od tych zakupów – stały się one moim egipskim hobby.
Wybrałem się także na jedną z zaproponowanych w hotelu wycieczek – do Gizy, by na własne oczy zobaczyć najsłynniejsze na całym świecie piramidy oraz majestatycznego sfinksa. Te budowle zrobiły na mnie piorunujące wrażenie, nieporównywalne z niczym do tej pory. Wciąż zastanawiam się, jak ludzie nie dysponujący ciężkim sprzętem budowlanym potrafili coś takiego postawić.
Cóż, czas w Egipcie upłynął bardzo szybko – jak tylko wsiadłem do powrotnego samolotu zacząłem za Kairem tęsknić. Tyle przecież mogłem tu jeszcze zobaczyć, odwiedzić więcej plaż, czy też zakamarków miasta… Jak tylko wróciłem do domu, przez te wspomnienia, wyszedłem na durnia – targując się o cenę szynki w supermarkecie. Niesamowite miejsce